Wróciłem do domu. Do domu, który przywołuje mnie i będzie zawsze przywoływał, choć coraz ciszej i zagłuszany przez inne głosy. W domu nie czuję się dobrze, nie czuję się szczególnie bezpiecznie, bo wszędzie już czuję się bezpiecznie, nie czuję się jakbym do kogoś wracał, nie teraz, kiedy każdego noszę w kieszeni, zapisanego na karcie SIM. Każdego mogę zaraz zobaczyć przez Skype’a, wymienić kilka zdań na GG, zwyczajnie zadzwonić, wysłać smsa. Dom stracił swoją funkcję miejsca do którego się wraca, teraz zabieram dom ze sobą w każdą drogę. Dom pozostał miejscem gdzie mogę dotknąć moich bliskich, choć robię to tak rzadko i pozostał miejscem gdzie nie widzę dla siebie nic do zrobienia. Nie wiążę z nim żadnych planów, nie widzę swojej w nim przyszłości, jedynie jakieś powroty.
Jestem szczęśliwy. Zrobiłem sobie wycieczkę w stronę wczesnego dzieciństwa i jestem po prostu szczęśliwy. Wybrałem się do krainy, gdzie leżą sobie spokojnie wszystkie moje marzenia i czekają na mnie ułożone w szafie. Wystarczy sięgnąć po nie i zanurzyć się w dokładnie takie na jakie mam ochotę, tak jakbym zakładał sweter. A wszystkie marzenia z tej szafy są piękne, ale jednocześnie tak groźne, że przyprawiające o dreszcze. To nie są bezpieczne marzenia o świecie z bajki, ale marzenia o świecie z bajki w której można zginąć lub zaginąć na całe stulecia bez nadziei ratunku. Nie zepsuje mi tego nawet niedostatek śniegu. Gdzie jak gdzie, ale w południowo-wschodniej Polsce spodziewałem się zasp nie do przebycia. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem ziemię ledwie przysypaną śniegiem, a na ulicach porządek jakiego nie ma o tej porze roku w centralnej części kraju. Ale mniejsza o śnieg, kiedy wyobraźnia bierze ten świat w swoje posiadanie i prowadzi mnie do czasu, kiedy soczysto zielone łąki graniczą z nieprzebytymi śniegami, a drzewa zrzucające liście z dojrzałymi czereśniami.
Spacerowałem po parku. Ścieżki były rozorane przez ciągniki, którymi zwożono ścięte stare drzewa rosnące w ukochanym przeze mnie nieporządku. Nowe latarnie jeszcze opakowane stały co kilka metrów, jeszcze bez kloszy. Park był pusty, poza kilkoma panami, którzy grzejąc się przy ognisku z drobnych gałęzi zajmowali się wycinką drzew. Najpierw ominąłem ich szerokim łukiem, ale wracając nie miałem wyjścia i przeszedłem obok.
Wchodząc do parku zawsze czuję się jakbym znalazł się w innym miejscu. Innym pod każdym względem, bo nie zdziwiłbym się żadnym niespotykanym zjawiskiem, które tam miałoby swoje miejsce. Czy to latający duszek, czy jeleń nie zwracający na mnie uwagi mijający mnie na ścieżce, czy gałęzie układające się w furtkę do innego świata. W parku jestem gotów uwierzyć we wszystko i mam takie dziwne wrażenie, że tylko tam wszystko wierzy też we mnie, że tylko tam jestem prawdziwą częścią tego co mnie otacza.
Archiwum
- Marzec 2019
- Czerwiec 2018
- Marzec 2018
- Sierpień 2017
- Grudzień 2016
- Styczeń 2016
- Grudzień 2015
- Kwiecień 2015
- Marzec 2015
- Kwiecień 2014
- Styczeń 2014
- Grudzień 2013
- Wrzesień 2013
- Sierpień 2013
- Lipiec 2013
- Maj 2013
- Kwiecień 2013
- Marzec 2013
- Luty 2013
- Grudzień 2012
- Listopad 2012
- Wrzesień 2012
- Sierpień 2012
- Lipiec 2012
- Czerwiec 2012
- Maj 2012
- Marzec 2012
- Luty 2012
- Styczeń 2012
- Grudzień 2011
- Listopad 2011
- Październik 2011
- Wrzesień 2011
- Marzec 2011
- Luty 2011
- Styczeń 2011
- Grudzień 2010
- Listopad 2010
- Październik 2010
- Wrzesień 2010
- Lipiec 2010
- Kwiecień 2010
- Marzec 2010
- Styczeń 2010
- Grudzień 2009
- Listopad 2009
- Październik 2009
- Wrzesień 2009