Z tego co pamiętam od prawie roku nie byłem tak podekscytowany. Ekscytacją określam uczucie dziecka, które dowiaduje się, że ma za tydzień urodziny, albo kibica, który dowiedział się że wylosował bilet na Euro, albo na spotkanie z ulubionym sportowcem. I ja jestem podekscytowany, bo dowiedziałem się dzisiaj, że w lutym zostanie wydane tłumaczenie „Finnegans Wake” i nie chodzi tu o pijacką irlandzką balladę, ale o powieść Joyce’a. No powiedzmy że jest to powieść, bo tak naprawdę to raczej nie jest. Czym jest mam nadzieję się dowiedzieć, bo oczywiście kupię grubą księgę za jedyne 89 zł (rozumiem, że wiekopomne dzieła powinny mieć swoją cenę, ale to chyba przesada, bo tak wiekopomne samo w sobie chyba nie jest i nie byłoby nigdy bez „Ulissesa”). W związku z tym ciułanie na taniego netbooka zostaje odłożone w niebyt i zostaję skazany na dźwiganie 2,3 kg plus zasilacz, które wyje i dmucha gorącem. Nie mówmy jednak o moim starociu, na którego klawiaturze wystukuję nawiasem mówiąc te litery, ale wróćmy do mojej ekscytacji. Potwierdzę i powtórzę, że jest to jak oczekiwanie na prezent urodzinowy (który muszę sobie sam kupić i o dziwo nie osłabia to wcale mojej radości). Niestety z obłoków na ziemię ściąga mnie fakt, że nie znam nikogo z kim mógłbym poskakać szczerze z radości z powodu „Finnegans Wake”. Ba, z nikim nie mogłem poskakać kiedy przeczytałem „Ulissesa”, a samotnicze podskakiwanie jest… no cóż zawsze jest to podskakiwanie, ale nie do końca pełne.
Znajomy poddał mi pomysł, żebym zaczął pisać o moich doświadczeniach kulinarnych. Może i zacznę, ale wobec ogromnej ilości blogów na ten temat może i nie zacznę. Będę pisał o jedzeniu jeśli będzie tego warte. A tymczasem idę się ekscytować na inny fotel.
PS. Jeśli kogoś interesują artykuły na temat tego tłumaczenia to polecam między innymi: http://www.polityka.pl/kultura/aktualnoscikulturalne/1523357,1,gulasz-joycea.read albo: http://m.newsweek.pl/ksiazki,potwor-jamesa-joycea,87777,1,1.html
A to „Finnegans Wake” można przełożyć?
😉
Żarty na bok – przeczytałam te dwa artykuły, bardzo interesujące. Dowiedziałam się o przepięknym wydaniu fragmentu utworu w tłumaczeniu Słomczyńskiego, które nosi tytuł „Anna Livia Plurabelle”.
Napatrzyć się nie mogę.
Życzę dużo radości i podskakiwania podczas czekania i czytania 🙂
Też mam wątpliwości czy można. Zobaczymy jak wyszło 🙂 Dzięki za filmik. A co do podskakiwania, to podejrzewam, że o ile na początku (czyli teraz, bo jest teraz czas oczekiwania) skacze się lekko, to w trakcie lektury będzie to, jak znam Joyce’a, w pewnych momentach skakaniem z walizką cegieł przywiązaną do buta – też może dać dużo radości 😉
Hmm, czasem rzecz trudna (podskakiwanie z cegłami) daje więcej satysfakcji niż rzecz łatwiejsza (podskakiwanie zwykłe). Zawsze to jakieś wyzwanie 😉
Może napiszesz o swoich wrażeniach z lektury? Chętnie przeczytam.
Owszem, zapewne o tych wrażeniach napiszę, pewnie gdzieś w połowie marca, kiedy będę miał książkę już w ręce i różne sprawy urzędowe ostatnio mnie trapiące zakończone.