Zachodzi słońce pierwszego zapowiadającego wiosnę dnia. Bezchmurne niebo wydawałoby się prawie letnie gdyby nie świadomość wczesnej jeszcze pory. I na myśl ma się rozumieć lato przychodzi, nadzieje z nim wiązane każdego roku, każdego roku niespełnione. Nadzieje to jedno, a to co się zazwyczaj wydarza – drugie, wcale nie gorsze. Były takie lata, kiedy mówiłem – następne będzie lepsze, były i takie, kiedy mówiłem – następne będzie jeszcze lepsze. Coś mnie trzyma w miejscu i nie wiem co, a podejrzewam, że gdyby nie trzymało znalazłbym się teraz albo latem gdzieś indziej, w miejscach o których czasem marzę zamiast do nich się udać. Ale coś mnie zatrzymuje. Może wrażenie, że wszystko się rozpadnie kiedy mnie zabraknie (nonsens), a może moja nieobecność stanie się przyczyną rozpadu? Wrażenie panowania nad znanym mi światem i nadzieja na świat nad którym nigdy nie zapanuję. Wybieram to pierwsze żeby nie sprawiać kłopotu innym. A słońce dalej zachodzi i czas wcale nie ucieka tak szybko jak nam się wydaje. Wystarczy wodzić za nim wzrokiem i mieć wiarę, że wszystko dobrze się dzieje. Chętnie pozbędę się mniemania o tym, że panuję nad tym co mnie otacza na rzecz zaufania. Ufam, że cokolwiek się stanie szczerze na to odpowiem. A słońce zachodzi nadal i myślę czy potrzebuje mojej odpowiedzi? Czy jakiekolwiek wydarzenia jej potrzebują? Świat jest dalej ode mnie, od każdego, niż to się wydaje. Myślę, że to dlatego, że tak dobrze sobie bez nas radzi.
Za dużo tu różnych myśli, zbyt świeżo wyczytanych. Ale ciągle jest zima i nie potrafię po kolei opowiedzieć czegokolwiek, raczej zapisuję wrażenia niż myśli (grafomania!). To dlatego, że nie mam myśli, takich soczystych i wyraźnych, które dałoby się zapisać, które mają jakieś znaczenie. Stąd piszę rzeczy bez znaczenia, słowa lejące się linia za linią, ale mogące być albo i nie być. Słowa nieważne, bo powtarzające co zdanie to samo zdanie o swojej pustce. I tak można na okrągło, można aż do utraty wzroku, albo aż zajdzie słońce, które było na początku tego tekstu.
Wrócę do lata, bo zbliża się z całym bagażem wspomnień, a są to wspomnienia bardzo dobre i dobre, nie ma złych. Wracam do lata, żeby nie wydawało się, że depresja mnie ogarnęła. Co najwyżej melancholia, może jeszcze nie taka o jakiej pisze profesor Markiewicz, ale zmierzająca ku takiej. Melancholia ze względu na świat, melancholia której nie rozumiem do końca, bo nudzi mnie myślenie o niej. Melancholia, która może być twórcza.
Archiwum
- Czerwiec 2018
- Marzec 2018
- Sierpień 2017
- Grudzień 2016
- Styczeń 2016
- Grudzień 2015
- Kwiecień 2015
- Marzec 2015
- Kwiecień 2014
- Styczeń 2014
- Grudzień 2013
- Wrzesień 2013
- Sierpień 2013
- Lipiec 2013
- Maj 2013
- Kwiecień 2013
- Marzec 2013
- Luty 2013
- Grudzień 2012
- Listopad 2012
- Wrzesień 2012
- Sierpień 2012
- Lipiec 2012
- Czerwiec 2012
- Maj 2012
- Marzec 2012
- Luty 2012
- Styczeń 2012
- Grudzień 2011
- Listopad 2011
- Październik 2011
- Wrzesień 2011
- Marzec 2011
- Luty 2011
- Styczeń 2011
- Grudzień 2010
- Listopad 2010
- Październik 2010
- Wrzesień 2010
- Lipiec 2010
- Kwiecień 2010
- Marzec 2010
- Styczeń 2010
- Grudzień 2009
- Listopad 2009
- Październik 2009
- Wrzesień 2009
Reklamy
Słowa są ważne. Nawet jeśli ma się wrażenie, że kołuje w nich wciąż coś podobnego. Tak samo jest z życiem. Każdy się rodzi i umiera – wciąż to samo (wprawdzie w wielu wariantach, ale jednak to samo). Życie to ciąg czynności – mniej lub bardziej powtarzalnych. Czytałam kiedyś (ale nie pamiętam gdzie), że pisarze piszą wciąż jedną i tę samą książkę, tylko w różnych wersjach…
I podoba mi się ostatnie zdanie tego wpisu 🙂
Hmm, ale z tego, że wciąż dzieje się to samo i (no właśnie, kto to pierwszy powiedział/napisał?) z tego, że pisarz pisze wciąż jedną i tę samą książkę w różnych wersjach, chyba nie wynika, że słowa są ważne? Może wszystko co potrzebne już napisano i teraz można tylko bawić się słowami, które ktoś jako pierwszy zapisał? Tylko czy taka zabawa jest ważna? A jeśli nie wszystko powiedziano, to czego brakuje? Przecież moją historię już ktoś opisał.
Tadeusz Konwicki stwierdził w „Nowym Świecie i okolicach”, że pisze przez całe życie jedną i tę samą książkę. Wydaje mi się jednak, że zetknęłam się już z takim ujęciem sprawy wcześniej.
Według mnie (to tylko moja opinia, nie czuję się uprawniona do wygłaszania jakichś uniwersalnych prawd) słowa są ważne. Rozpatruję to chyba trochę w oderwaniu od sytuacji, o których piszesz (powtarzalność, wszystko już napisano, my możemy tylko przekładać klocki). Chyba należałoby to sformułować tak: słowa czasem są ważne. Wtedy, gdy są szczere. Wtedy, gdy są poczukiwaniem. Wtedy, gdy są z mozołem dobierane, by uchwycić część nieuchwytnego.
Wszystko już powiedziano? Hmm, myślę, że jednak nie. Chociażby dlatego, że świat się zmienia. I powstaje, dajmy na to, jakieś nowe urządzenie. I ktoś mówi o tym urządzeniu. Mówi coś nowego, bo wcześniej nie było urządzenia, więc i nikt nie mógł o nim mówić. W jakikolwiek sposób.